niedziela, 19 października 2008

AKWAMARYN - czyli moje pierwsze spotkanie z Sudetami.


Moje pierwsze spotkanie z Sudetami miało miejsce bardzo, ale to bardzo dawno temu. Byłam ośmioletnią dziewczynką, gdy po tragicznej śmierci mojego ojca, matka - nie chcąc spędzać Świąt Bożego Narodzenia w domu - postanowiła, że pojedziemy do Polanicy. Z podróży w Sudety doskonale pamiętam przejazd naszego pociągu przez Wrocław. Ciągnące się wzdłuż torów ruiny tego miasta wywarły na mnie wielkie wrażenie i mimo upływu wielu lat widok zniszczonego Wrocławia mam ciągle w pamięci.
Polanica, do której dotarłyśmy po wielu godzinach podróży zachwyciła mnie absolutnie. Kurort jawił mi się wówczas jako przeogromny park z bajecznej krainy, a pensjonaty i sanatoria - jako przepysznej urody pałace i zamki. Zamieszkałyśmy w pensjonacie położonym w sąsiedztwie Parku Zdrojowego, wśród strzelistych świerków i jodeł. Pamiętam dobrze, że najbardziej zachwyciły mnie wówczas czarne wiewiórki, których w parku było mnóstwo.
Nasz dwutygodniowy pobyt w Polanicy nie ograniczał sie li tylko do spacerów po parku zdrojowym. Matka zadbała również i o to, abyśmy tę "egzotyczną" krainę poznały jak najlepiej. Pamiętam naszą wyprawę do Kłodzka, w którym najbardziej podobały mi się kamienne figury świętych, stojące na rynku tego ślicznego miasteczka. Zwiedziłyśmy także Góry Stołowe, imponującą swym ogromem bazylikę w Wambierzycach. Dotarłyśmy również do Kaplicy Czaszek w Czermnej k/Kudowy, która wywarła na mnie - wówczas ośmioletniej dziewczynce - wstrząsające wrażenie.
Jednak zupełnie nie wiem dlaczego najmocniej w mojej pamięci utkwiła wycieczka do zamku w Szczytnej. Spacerowy szlak prowadził lasem świerkowym. Szłyśmy z innymi wczasowiczami w towarzystwie przewodnika. W pewnej chwili zauważyłam leżący na samym środku ścieżki - błękitnozielony, przeźroczysty kamień. Podniosłam go z ziemi , a idący tuż za mną przewodnik powiedział: "Masz dziecko szczęście. Znalazłaś akwamaryn...". I chyba ten właśnie - zielonobłękitny, przeźroczysty jak woda w górskim potoku - kamień sprawił, że w Sudety powracałam wiele razy i pokochałam je tak, jak można pokochać góry.

(AKWAMARYN - przezroczysty kamień barwy zielononiebieskiej był od wieków uważany za amulet przynoszący szczęście w związkach miłosnych. Francuscy nowożeńcy obdarowywali się tym klejnotem wierząc, że dzięki niemu wspólne życie upływać im będzie we wzajemnej miłości i zrozumieniu. Akwamaryn ma także ponoć - moc zwracania myśli ku ofiarodawcy.)


6 komentarzy:

Donata pisze...

tyle miałam kiedyś pierścionków(których teraz nie noszę), ale żaden nie był z akwamarynem
buzialki
Ps.moja świętej pamięci babcia prawie co roku jeździła do sanatorium w Polanicy.

KROPKA pisze...

~~a ja miałam pierścionek z akwamarynem, pięknie szlifowanym,bladoniebieskim oczkiem i...zginął mi - gdzie i kiedy, nie pamiętam.Pozostał w sentymentalnej pamięci.
Pozdrawiam :))

Donata pisze...

idę na WP bo już działa

Donata pisze...

kolorowych snów

Donata pisze...

to najważniejsze, że żyje

Donka pisze...

witaj
miłego dnia
buziam